sobota, 28 lutego 2015

7.

"Kiedy Cię widzę, uch jak gorąco,
A kiedy słyszę, ach proszę jeszcze.
Do mnie przemawia mowa Twego ciała
Jaka jesteś skarbie doskonała.
"

W nocy długo rozmyślałam czy aby na pewno dobrze zrobiłam odwzajemniając miłość do Zbyszka. Serce ma swój wybór i rozum ma swój. Ja tym razem poszłam nie za sercem a za rozumem. Może po czasie i serce się podda, ale to się okaże.
Następnego dnia, rano wróciliśmy do Jastrzębia. Zbyszek miał się wstawić na trening a ja po miesiącu rekonwalescencji zaczęłam pracę. Nie bałam się, że mnie chłopaki nie polubią bo już miałam to za sobą. Szłam na pełnym luzie.
- Zbyszek a kiedy im powiemy o naszym związku? - spytałam przed wejściem na halę.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami – Możemy i dzisiaj po treningu.
- Okej. To powiemy im dzisiaj. A Miśka kiedy poinformujemy ?
- Zróbmy to za jednym razem. Zaprośmy chłopaków do nas, połączymy się z Miśkiem na skajpie i wszyscy się dowiedzą. Pasuję ? - przytaknęłam – Nie martw się będą się cieszyć naszym szczęściem. - pocałował mnie w czoło.
Zbyszek powędrował do szatni skąd dochodziły mnie śmiechy i czasem jakieś krzyki. Pokręciłam tylko głową ze śmiechem i ruszyłam na halę.
- Witam trenerów – ukłoniłam się z uśmiechem – Witam sztab. - pomachałam ręką.
Zaśmiali się. Przysiadłam się na krzesełku obok trenerów i zaczęłam przeglądać i szykować się na każdy uraz. Podszedł do mnie trener.
- Kaja a ty już na pewno dobrze się czujesz ? Bo wiesz najważniejsze jest zdrowie a praca poczeka. - uśmiechnął się do mnie.
- Tak Robert, wszystko jest dobrze. Jak się coś będzie działo to zgłoszę to do ciebie bądź do Zibiego. - uśmiechnęłam się. - A ty jak się czujesz ?
- Dobrze.
Kiedyś czytając o tej chorobie co mi się przytrafiła to przeszczep powinna oddać osoba z najbliższej rodziny. Bo inna osoba nie może. Więc nie wiem jak oni to zrobili że Piazza mógł oddać mi nerkę. Wiele razy pytałam o to Zbyszka, Roberta nawet i chłopaków z drużyny ale i tak mi nic nie chcieli powiedzieć. Padalce te.... będą coś chcieli. Już ja im pokaże. Z zamyślenia wyrwał mnie Krzysiek.
- Hej o czym tak rozmyślasz ? - przykucnął przede mną.
- A o wszystkim i o niczym. A chciałeś coś ?
- Nie ale byłaś nie obecna więc chciałem spytać czy nic się nie dzieje. - uśmiechnął się.
- Dzięki za troskę a teraz zmiataj biegać bo inaczej trener zaserwuję ci dodatkowe kółeczka. - podniósł się i poszedł truchtać wokół boiska z kolegami.
Panowie po rozgrzewce, poodbijali trochę w parach, poćwiczyli zagrywkę, odbiór. Później chwila odpoczynku i mieli rozegrać między sobą mecz.Podzielili się na dwa składy. Chcieli, żebym z nimi zagrała ale wymigałam się niedawną chorobą i mi odpuścili. Trening miał się skończyć o trzynastej więc ja dziesięć minut wcześniej zwinęłam się do mojego gabinetu, żeby przygotować się na leczenie zbolałych siatkarzy. Punkt trzynasta do drzwi zapukał Łasko.
- Ratunku pomocy – jęczał od samego początku.- Moje kolana. Nie wiem jak ja do domu dojdę.- stękał.
- Zapraszam na kozetkę. Coś temu zaradzimy.- Przydreptał i się położył. Nałożyłam sobie maść i zaczęłam masować mu obolałe stawy.
I tak na masowaniu minęła mi godzina. Oni wyszli ode mnie jak nowo-narodzeni a mi kto pomoże. Moje ręce odmawiają mi posłuszeństwa. A tu jeszcze trzeba przygotować coś do jedzenia, no bo wpadnie grupa siatkarzy do nas na osiemnastą.
W drodzę do domu kupiliśmy jeszcze produkt na kolację. Kuchnię przejął Zbyszek. Taki kochany. Ja chciałam mu pomóc ale mnie wyganiał. Więc ja poszłam do salonu i oglądałam sobie telewizję, O siedemnastej wkroczyłam do kuchni bo Zbyszek zaczął przeklinać wszystko co tylko mu się na oczy pokazało. Weszłam i o mało się nie przewróciłam ze śmiechu. Zbyszek chciał zrobić spagetti. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie makaron. Ugotowany makaron Zbyszek przełożył do miski. I gdy kucał przy szafce szukając czegoś miska się przewróciła i makaron wysypał się Bartmana. Taki Zbyszek ala „Makaronowy potwór”.
- I z czego się śmiejesz pomóż, bo się nie wyrobimy do przyjścia chłopaków.- śmiejąc się podeszłam do nigo i zaczęłam zdejmować z niego makaron.
Pół godziny przed poszłam się przebrać.Wybrałam taki zestaw. Punktualnie zaczęli się schodzić goście. Nie wytrzymałam i musiałam powiedzieć o dzisiejszym gotowaniu Zbyszka. Chłopaki cały czas się z niego nabijali. A on się na mnie obraził.
- Vouala ! - Zbyszek przyniósł danie. - Smacznego.
Wszyscy grzecznie podziękowali. Po posiłku powiedzieliśmy chłopakom że mamy niespodzianke ale przedtem jeszcze połączymy się z Kubiakiem na skajpaju.
Kubiak odebrał połączenie.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
- Cześć. O co was tak dużo. ? Urodził się ktoś ? - spytał uśmiechnięty Kubiak.
- Cześć nie. Ale tych dwoje ma jakąś niespodziankę.- odezwał się Łasko.
- Więc słuchajcie. Ja z Kają jesteśmy parą. I chcieliśmy was o tym poinformować, a żeby się nie powtarzać zaprosiliśmy was tu. - powiedział Zbyszek. Ja z nerwów ściskałam mu rękę.Wszyscy zaczęli nam gratulować.
- Tak. Gratuluję ale niestety muszę już iść bo mam jeszcze spotkanie w klubie. Trzymajcie się. Cześć. - pożegnał się Michał. Ale to było dziwne. Mówił to z takim wymuszonym uśmiechem i ogólnie tak sztucznie. A może mi się wydawało. Trudno nie będę sobie tym teraz głowy zawracała. 

Kubiak.  

Gdy Zbyszek powiedział, że on i Kaja są parą poczułem takie dziwne ukucie gdzieś w środku. Nie mogła być to zazdrość.... bo przecież nie czułem nic więcej do Kai, niż zwykła przyjacielska miłości.Ja jej nie kocham...nawet. Musiałem się szybko z nimi pożegnać, bo mógłbym jeszcze coś za dużo powiedzieć. Cieszyłem się Zbyszka szczęściem, no bo w końcu to mój najlepszy przyjaciel. Jest mi jak brat ale teraz jakoś nie mogłem się cieszyć w pełni wraz z nim. Ze swoimi rozmyślaniami rzuciłem się na kanapę i usnąłem.  
Siedzi na ławce i płacze. Podchodzę do niej.
- Kaja stało się coś ? - biorę ja w ramiona i przytulam.
- Zbyszek...on mnie zdradził. - wyrzuca to z siebie i wybucha jeszcze większym płaczem.
- Cii...ale jesteś tego pewna ?- ubije go.
- Tak. Widziałam go.
Nie wiem jak to się stało ale później wylądowaliśmy u mnie w pokoju. I stało się....
 Obudziłem się. Kurwa co mi się śni. ? Maskara jakaś. Zbyszek nie może tego zrobić Kai. Nigdy.! A ja nie mogę z nią spać. Nigdy !. Wstałem z łózka i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie mleka i usiadłem przy stole. Siedziałem tak trochę. Aż w końcu poczułem, że jeszcze mogę się oddalić do krainy Morfeusza wróciłem do sypialni. 

W mieszkaniu Kai i Zbyszka.

Z chłopakami posiedzieliśmy do ósmej. Musieli się zmyć bo jutro, w sobotę mają trening o ósmej i muszą jakoś wyglądać. Pożegnaliśmy się z nimi i wróciliśmy pospszątać po jedzeniu. Zmęczona poszłam wziąć prysznic. Przebrana już piżamę ruszyłam do swojego pokoju. Po kilku minutach pojawił się Zbyszek.
- Słuchaj kochanie – usiadł koło mnie na łóżku – Jesteśmy parą więc możemy spać w jednym łóżku... no chyba że nie chcesz. - uśmiechnął się.
- Chcę. - zeszłam z łóżka – A więc zapraszam do sypialni – poruszyłam charakterystycznie brwiami. Bartman chyba załapał o co chodzi, bo tej nocy długo nie mogliśmy zasnąć.
Rano obudziłam się naga, z głową na klatce mojego chłopaka. Jak to fajnie brzmi. Spojrzałam na zegarek i momentalnie się zerwałam.
- Bartman wstawaj zaspaliśmy. - krzyknęłam, nie zwracając uwagi że paraduję po pokoju nago. - Słyszysz ?! Jest za pięć ósma. - zabrałam mu kołdrę.
- O kurwa ! - Zbyszek się zerwał i w okamgnieniu był gotowy do wyjścia. Ja także bo w tym samy czasie co Zbyszek szykował torbę, ja się ubrałam, uczesałam i umalowałam.
- Możemy wychodzić. - i wyszliśmy.

~*~
Dziękuje za tyle wyświetleń i za komentarze. :)
Jutro pojawi się kolejny. :)
Pozdrawiam :**

sobota, 21 lutego 2015

6.

"Kochana, wierzę, wierzę w miłość.
Kochana, wierzę, wierzę w nas. O, o, o..
I to, co nam się przydarzyło;
Niech trwa po wieczny, wieczny czas."
Na drugi dzień, zaraz po śniadaniu zawitał do mnie pan doktor.
- Dzień dobry pani Kaju jak się czujemy ? - doktor to mi się trafił. Takie ciacho, że tylko brać. Wysoki, szatyn, z dużymi brązowymi oczami i wysportowany. No aż dech mi zapiera gdy go widzę.A i na imię ma Marcin.
- Witam, a dziękuje dobrze. A jak tam u pana, panie doktorze ?
- Leci jakoś. Dzień jak co dzień. Dom, praca, dom praca i tak w kółko. - uśmiechnął się.- Mam tu dla pani dobre wiadomości. Jak będzie wszystko dobrze to za góra dwa dni wypuszczę panią do domu.
- Naprawdę ? - mało brakowało a zaczęłabym skakać po łóżku.
- Tak. Ale..- oho jest ale !- będzie pani na siebie uważać, zgłaszać się na kontrole co miesiąc i jak na razie zero jakiegokolwiek wysiłku. Rozumiemy się ? - spojrzał na mnie.
- Tak jest. - odpowiedziałam.Uśmiechnęliśmy się do siebie, i w tym momencie wszedł do sali Zbyszek.
- Dzień dobry. - przywitał się, dając mi buziaka w policzek a doktorowi podając dłoń.
- Witam panie Zbyszku. To ja idę i wpadnę jeszcze do pani później. - uśmiechnął się i wyszedł.
- I co ci lekarz powiedział ? - usiadł sobie na stołku i począł wyjmować z torby jakiś owoce, soki i coś tam jeszcze.
- Powiedział, że jak będzie wszystko w porządku to za dwa dni mnie wypuści.
- To super. A teraz przesuń swoje cztery litery, bo obiecałem ci pokazać drużynę Jastrzębskiego Węgla. To jest... - i tu urwał bo do sali zaczęli wchodzić kolejno przy tym się przedstawiając i podając swoją pozycje na boisku: Michał Łasko - atakujący, Krzysiek Gierczyński - przyjmujący i tak dalej na sale weszło dwudziestu mężczyzn w tym trenerzy dwaj. Mi szczęka opadła do samej ziemi. Niewiarygodne a jednak. Czyli NAJ. Poznałam siatkarzy jednego z najlepszych klubów siatkarskich w Polsce jak i na świecie. Jestem szczęśliwa. Panowie pytali jak się czuję i kiedy wyjdę. Ja odpowiadałam i tym samym co Zbychowi codziennie: " Że dobrze się czuje" a teraz jeszcze dołożyłam to co powiedział mi doktor.
- A trenerze ! - odezwałam się, bo chciałam mu podziękować za to co dla mnie zrobił.
- Nie trenerze tylko Roberto, Robert - podał mi rękę.
- Kaja. - uścisnęłam dłoń mężczyzny - Więc Robercie dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś. Choć tak naprawdę nie musiałeś. - przytuliłam go.- Jeszcze raz dziękuje. - uśmiechnęłam się. Chłopaki zaczęli szlochać, ale zaraz wybuchnęli śmiechem.
Do domu wyszłam tak jak pan doktor obiecał dwa dni później. Odebrał mnie Zbyszek.
- Zbyszku czy ty nie masz treningu teraz ?
- Mam ale ktoś cię musiał odebrać, co nie ? - spojrzał na mnie.
- Dopiero się zaczął więc jedź na halę.
- Nie. Ty masz jechać do domu i odpoczywać.- od razu zaprotestował.
- Okej. Jedź na halę a ja sobie tam grzecznie posiedzę. Nie możesz zawalać treningów. - pokręcił z rezygnacją głową I na następnych światłach skręcił w stronę hali.
Miesiąc czasu byłam traktowana przez Bartmana jak jakaś lalka porcelanowa. Na każdym kroku uważał, żebym sobie nic nie zrobiła, pytał czy nic mnie nie boli. Robił wszystko za mnie. Lecz czasami było mi go po prostu szkoda, bo wracał zmordowany z treningu i musiał jeszcze w domu wszystko zrobić: posprzątać, ugotować, więc żeby go trochę odciążyć ugotowałam obiad, pościerałam kurzę. Za co później mi sie obrywało. Pewnego pięknego październikowego dnia, Zbyszek wkroczył do domu uśmiechnięty od uch do ucha.
- Ubieraj się jedziemy na wycieczkę. - powiedział stanowczo, na co aż się bałam zaprotestować, a on ruszył do kuchni przygotować prowiant.
Poszłam do pokoju I ubrałam się tak. Zabrałam torebkę i wróciłam do salonu.
- No to olśnisz mnie gdzie jedziemy ?
- Nie. - uśmiechnął się. Założył buty I wyszliśmy z mieszkania.
Jechaliśmy I jechaliśmy, sama nie wiem gdzie. W każdym bądź razie wyjechaliśmy poza miasto. Po prawie godzinie jazdy zatrzymaliśmy się na piaskowej drodze. Wokół nas były łąki I niewielki lasek. W oddali było widać domy mieszkalne.
- Mogę wiedzieć po co tu przyjechaliśmy ? - spytałam z ręcami założonym na wysokości bioder.
- Chcę ci coś pokazać i powiedzieć. - wziął z bagażnika koszyk z jedzeniem i ruszył prosto drogą a ja za nim. Szliśmy dobre dziesięć minut. W końcu dotarliśmy do polany na której stał domek . Był śliczny. Z bali, z zielonymi okiennicami. No po prostu się zakochałam.
- Zbyszek a po co my tu ? - spytałam.
- No chodź a nie się pytasz. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. - uśmiechnął sie pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do domu, wnętrze było przytulne. Wszystko było urządzone z jednej strony nowocześnie ale z elementami takimi eleganckimi. Obejrzałam cały dom.
- Chodź teraz zobaczysz ogród. - wyszliśmy z drugiej strony domu, przez drzwi balkonowe. To co mówiłam o domu to pikuś. Ten ogród jest jak ze snów. Jak z bajki. . Raj na ziemi, normalnie.
Zbyszek stał i sie śmiał ze mnie. No niech się nie dziwi.
- Zbyszek.... ja tu zostaje. Tu jest pięknie, cudownie... aż brak mi określenia na to. - pokazałam gestem dłoni dom i ogród.
- Tak, to prawda pięknie tu. Jak chcesz to się tu zachwycaj a ja ide zrobić coś do zjedzenia. - pokiwałam głową.
Gdy Bartman zniknął w domu ja poszłam się przejść. Wróciłam po jakiś dwudziestu minutach. Obiad był już gotowy. Po posiłku Zbyszek poprosił mnie o rozmowe. Wyszliśmy na taras i usiedliśmy na bujanych krzesłach z kubkami kakaa w rękach.
- To o czym chciałeś porozmawiać.
- Tylko proszę nie przerywaj mi. Okej ? - przytaknęłam – Słuchaj odkąd Cię poznałem wtedy w parku coś we mnie pękło. Ja mam opinię, mężczyzny który nie jest w stanie zakochać się w dziewczynie na dłużej niż na jedną noc. A wtedy ta opinia tak jakby odleciała. Poczułem że jesteś osobą przy której mogę się czuć bezpiecznie, przy której mogę płakać gdy mam cieżkie chwile, pożalić się, pogadać o wszystkim lub po prostu pomilczeć a ta cisza nie będzie męcząca. Później gdy poprosiłem cie żebyś ze mną spała, nie sprzeciwiłaś sie tylko nie mówiąc nic przytuliłaś mnie do siebie i dałaś wypłakać. - tu wziął głębszy oddech – Iiii.... Ja się Kaja w tobie zakochałem. Lecz jeśli ty nic do mnie nie czujesz to proszę cie aby to co było między nami do tej pory się nie zmieniło. - umilkł. Wow... szczerze mówiąc zatkało mnie. I co ja ma mu powiedzieć. ? Jestem w totalnej rozsypce. Nie wiem czy posłuchać rozumu czy serca. Bo serce mówi co innego i rozum co innego. Ratunku ! Krzyczała moja podświadomość. Po zastanowieniu wybrałam.
- Zbyszek ja nie wiem co powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem, ale...
- Wiem głupca z siebie zrobiłem... Przepraszam. - przerwał mi, już zaczął się podnosić.
- Czekaj. Ja nie powiedział, że ja nic do ciebie nie czuję. - spojrzał na mnie zszokowany. - W sumie to moglibyśmy spróbować być parą.
- Naprawdę ? - uśmiechnął się.
- Tak. Zbigniewie Bartman kocham cię. - pocałował mnie namiętnie a następnie przytulił do siebie. Poczułam się wtedy jak nigdy dotąd nawet przy moim byłym nie było mi tak dobrze jak teraz. Czuję się kochana I szczęśliwa.

~*~
Na dziś tyle.
Ale kochani mam prośbę. Odwiedza was ten blog dość dużo a komentarzy brak. Jest mi trochę przykro :( Więc jeśli czytacie to komentujcie, nawet zwykła emotka typu":)" daje dużo :).
Buziaki. :***

niedziela, 15 lutego 2015

5.

"Życie unosi dzisiaj mnie wysoko,
Wysoko ku obłokom
Los się uśmiecha do mnie szczęście niesie -
Prowadzi prostą drogą" 

- To panią zapraszam na trybuny prosze sobie usiąść. - wskazał mi ręką trener- A wy panowie proszę dziesięć kółeczek na początek.- słychać było tylko stękania chłopaków, no ale cóż chcą wygrywać to niech wylewają tu siódme poty. Pierwsza część treningu polegała na rozgrzewce i odbijaniu piłki w parach i ogólnie ćwiczeniach w parach. Trwało to jakieś półtorej godziny. Później było dziesięć minut przerwy na napicie się i chwilkę odpoczynku. Podszedł do mnie Bartman.
- I jak ci się podoba ? - spytał.
- No poza trenerem, który jest już u mnie pod grubą kreską to zawodnicy są całkiem całkiem. Choć !- uniosłam palec sygnalizując tym ważność słów - jest taki jeden, który jest ani dobry w siatkówkę ani przystojny. W sumie nic szczególnego, bo reszta to takie ciasteczka, że mmmm...- rozmarzyłam się.
- A który to taki nic specjalnego ?
- Ee nie będe mówić bo się jeszcze wyda. A poza tym to nie wiem jak on się nazywa...a właśnie ja w ogóle nie znam zawodników.
- A jak ci ich przedstawie to powiesz ?- patrzcie jaki dociekliwy.
- No...zastanowię się. - uśmiechnęłam się. - No okej okej powiem ci. - przytaknęłam bo patrzył na mnie takim wzrokiem, że kolana miękną ze strachu.
- To chodź. - zeszliśmy na płytę boiska - Panowie! - krzyknął - chciałbym wam kogoś przedstawić. Lecz nie dane mu było dokończyć bo usłyszeliśmy jakieś krzyki z hollu.
- Co się tam dzieję ? - spytał trener i ruszył do wyjścia z hali by sprawdzić co się dzieje. Będąc już przy drzwiach, wyciągając ręke do klamki... te się nagle z impetem otworzyły. Przez co Piazza oberwał z klamki w brzuch czy klatkę piersiową i ogólnie oberwał dość mocno. Aż, no przyznam szczerze, zrobiło mi się go szkoda. Spojrzałam na osobnika, który był odpowiedzialny za to wszystko i zamarłam. Był to Konrad. Zbyszek przyciągnął mnie do siebie. Pozostali siatkarze widząc mnie przesunęli się do przodu zasłaniając mnie.
- Kaja! wiem, że tu jesteś! Wychodź, masz z nami jechać, a poza tym jesteś moją dziewczyną i nie wolno tak uciekać od swojego ukochanego. - stanął i czekał aż wyjdę, lecz ja dalej stałam przytulona do Bartmana.- Kaja, kurwa wychodź bo inaczej Cię siłą stąd wyprowadzę.
- Proszę pana. Proszę stąd wyjść, tu się odbywa trening i nie ma tu żadnej kobiety. Są tu sami faceci. - odezwał się Łasko - Inaczej wezwę policje.
- A wzywaj sobie co chcesz i kogo chcesz, ja nie wyjdę stad bez Kai.Kaja wychodź inaczej pożałujesz tego. - krzyczał. W tym czasie Łasko zdążył zadzwonić po policję. Poprosiłam Zbyszka żeby mnie puścił, bo chciałam wyjść i powiedzieć że nigdzie z nim nie pójdę. Mimo oporów i tak się uwolniłam i wyszłam przed szereg zawodników Jastrzębskiego.
- I co nie ma tu żadnej kobiety ?- prychnął.
- Jestem. Nigdzie z tobą nie pójdę, odejdź bo zakłócasz przebieg treningu a poza tym nie powinieneś tu wchodzić bo nie jest to trening otwarty.
- Nie wyjdę bez ciebie. - podszedł do mnie i pociągnął za rękę, grupa siatkarzy poruszyła się za mną.- Chodź. Zamieszkamy razem, pobierzemy się i będziemy żyć razem szczęśliwi.
- Puszczaj. - wyszarpnęłam dłoń - Nigdzie nie ide. Jestem tu i zostaję tu. Nigdy razem nie będziemy. Ja mam już swoją miłość, którą kocham i jej nie opuszczę i mam także przyjaciół którzy staną za mną murem i pomogą w razie czego. - tu pomyślałam o siatkarzach, choć ich nie znałam to musiałam się czymś posłużyć - A ty wyjdź i nie wracaj. Nie będę już z wami grała. Najlepiej to zapomnij o mnie.Rozumiesz.?!  -spojrzałam na niego z wrogością w oczach. Chyba odpuścił.
-Okej. Ale i tak tego pożałujesz, że nie chcesz być ze mną, a ten twój kochaś....najlepiej go dobrze pilnuj, żeby mu się krzywda jakaś nie stała. - uśmiechnął się do mnie i wyszedł.
Ja zamarłam. Co jeśli on zrobi coś Zbyszkowi, no bo w końcu to z nim spędzam najwięcej czasu. I on może pomyśleć że to Bartman jest moim chłopakiem. O Boże ! A później to już nie wiem co się działo. Widziałam tylko rozmazujący się obraz hali, i później czerni. Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Siedział koło mnie Zbyszek.
- Kaja! Matko nareszcie się obudziłaś. - nareszcie ?! To ile ja spałam ? - spałaś prawie miesiąc. - Miesiąc ! Matko!
- Ale jak to ? Dlaczego ? Co się stało, pamiętam tylko moją kłótnie z Konradem i później już nie wiem nic. - spojrzałam na Zbyszka.
- Zemdlałaś. Zostałaś przewieziona do szpitala, lecz nawet tu się nie wybudziłaś. Robili ci badania, chyba wszystkie jakie się tylko dało, bo nie wiedzieli co ci jest. Lecz w końcu się okazało że masz przewlekłą niewydolność nerek. Stan był poważny i potrzebny był  przeszczep. Najlepiej żeby przeszczep był od kogoś z rodziny ale z racji stanu, przebadała się cała nasza drużyna wraz ze sztabem. I z nas wszystkich pasował tylko sam trener Piazza. Operacja przeszczepu odbyła się trzy dni temu. Robert jutro wychodzi ze szpitala, a my czekaliśmy tylko aż ty się obudzisz.- ja cię, przez zwykłe omdlenie tyle problemów.
- Ale jak Roberto ? - przecież nie musiał się zgadzać.
- No po prostu. Jak tylko sie dowiedział, że on tylko pasuje, bez chwili zastanowienie się zgodził. I tak następnego dnia była operacja.
- Muszę mu podziękować. - chciałam wstać.
- Gdzie gdzie ? Leż, jeszcze zdążysz mu podziękować. Teraz musisz odpoczywać i wrócić do nas.
- Do nas ?
- No do nas. To miała być niespodzianka o której miałaś się dowiedzieć zaraz po treningu no ale... to ci powiem teraz. Zostałaś zatrudniona u nas w klubie jako fotograf a czasami jako fizjoterapeuta drużyny. Wiem, że chciałaś sama sobie coś znaleźć ale nie mogłem sie powstrzymać.- czy on myślał, że będę się wściekać, ja jestem mu wdzięczna.
- Zbyszek... matko! Dziękuję. Dziękuje. Dziękuje. Ja cię jak ja sie cieszę. No to mów co w klubie a i najważniejsze musze wreszcie poznać zawodników.
- Okej. Jutro ci pokaże zawodników, jak przyniosę tablet. Pasuje ? - przytaknęłam głową.
I tak do końca dnia spędziliśmy na gadaniu i śmianiu się. Cieszyłam sie, że będę pracować w klubie, a najbardziej cieszyłam sie że mam Zbyszka przy sobie.


~*~
Tyle na dziś. W następnym tygodniu postaram się napisać dłuższe i może zrobię wam małą niespodziankę. Ale co to będzie to wam nie zdradzę.
Do następnego. :*

sobota, 14 lutego 2015

4.

"Dlaczego to tak,dlaczego to tak
dlaczego to tak,dlaczego to tak
dlaczego to tak...czas przemija?"

Po powrocie do Jastrzębia i po zjedzeniu kolacji poszliśmy spać. Byłam wykończona. Ja byłam wykończona a co miał powiedzieć Zbyszek ? On dziś pożegnał rodziców, nie ma już nikogo z najbliższej rodziny, pozostał mu tylko najlepszy przyjaciel- Michał. Tylko, że Misiek poleciał do Turcji bo tam gra na co dzień a Zbyszek został tu ze mną. Ja nie wiem czy Zbyszek uważa mnie za swojego przyjaciela czy jestem tylko dla niego koleżanką, którą przygarnął pod dach i tak samo jak on nie ma nikogo.? Dla mnie osobiście Zibi pomimo tego co sie wydarzyło, jest mężczyzną, który nie boi się uronić łzy i pokazać swojej chwili słabości. Jak trzeba to pomoże ale też i nawrzuca komuś i nie przejmie się tym. Na łóżku kręciłam się nie mogąc zasnąć, pomimo zmęczenia. W końcu zgarnęłam szlafrok i poszłam do kuchni. Tam napiłam się mleka i po godzinie poszłam z powrotem do łóżka. Tym razem udało mi się zasnąć. Na następny dzień obudziły mnie przekleństwa.
- kurwajegomaćjapierdolecholerajasnaniechtoszlag -i tak dalej. Zaspana poszłam w kierunku dochodzących mnie odgłosów wcześniej sprawdzając godzinę. Jest ósma czterdzieści. Czyli oznacza to że Zbyszek ma trening za dwadzieścia minut.
- Zbyszku co się stało ? - stanęłam w progu salonu z roztrzepanymi włosami i koszulką z królem Julianem.
- Spóźnię się na trening.- krzyczał biegając po całym mieszkaniu. - Kaja! nie widziałaś mojej torby?
Z westchnięciem skierowałam się za sofę gdzie stała jego torba.
- Mam! A masz kanapki ? - spytałam gdy pojawił się w salonie ze szczoteczką do zębów w buzi i koszulce założonej na lewą stronę. Jako odpowiedź uzyskałam pokręcenie głową. Nie.
- To Ci zrobię. A ty się ogarnij i streszczaj bo nie zdążysz.- uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni.
Zrobiłam mu kanapki i kawę w termosie. Wszystko zapakowane wrzuciłam mu do torby. - Zibi spinaj tyłek jest za pięć.- i normalnie jak za pstryknięciem palca pojawił sie na schodach. Ubrany i gotowy do wyjścia.
- A ty co dziś będziesz robić ? - spytał ubierając buty.
- Mam próbę i porozglądam się za dodatkową pracą. - uśmiechnęłam się - Idź już, bo trener się będzie wściekał.
Po wyjściu Zbyszka, poszłam się ogarnąć i zjeść coś. Po śniadaniu, ruszyłam na próbę - bo jutro mamy to znaczy ja mam pierwsze wesele. Trzeba się dobrze przygotować. Próba trwała jakieś dwie godzinki. Lecz jakieś czterdzieści pięć minut spędziliśmy na kłóceniu się jaki marsz weselny zagramy i w końcu przystało na tym. Po zakończeniu zaczepił mnie jeszcze Konrad.
- Kaja zaczekaj.!- podszedł do mnie- Masz chwilę ?
- No mam trochę czasu a co ?
- Może poszlibyśmy na kawę co ? Tu zaraz za rogiem jest fajna kawiarenka.
No w sumie mogłabym iść, Zbyszek wraca za godzinę więc te pół godziny mnie nie zbawi.
- Zgoda.- uśmiechnęłam się. Konrad przywdział buty i wyszliśmy. W kawiarni zamówiłam czarną kawę a kolega cappuchino. Po kilku minutach rozmowa zeszła jak dla mnie na zły tor.
- Kaja jesteś piękną kobietą, która zapewne każdemu facetowi sie podoba. I nie ukrywam, że mnie także. Przepraszam cię za moją prostolinijność ale ja się w Tobie zakochałem. I chciałem zapytać czy nie chciałabyś zostać moją dziewczyną.?- w tym momencie moja szczęka dosięgnęła ziemi. No nie powiem ma facet tupet. Widzimy się trzeci raz a ten mi już miłość wyznaję. No ja muszę go rozczarować, nie chcę jak na razie wdawać się w żadne bliższe relację z mężczyzną no poza Bartmanem. Nie chcę znów cierpieć, chcę trochę pocieszyć się wolnością choć jak czuję to mojemu sercu wcale nie pasuje ta wolność. Ono sobie już wybrało cel. Ale na razie muszę się z tym kontrolować, z wybrykami serducha.
- Nie Konrad. Nie będziemy razem. Ja nie chcę się znowu wiązać z kimś kto być może zaraz mnie zostawi bo mu się znudzę albo się odkocha. Ja chcę znaleźć miłość, której będę pewna, że to ta jedyna na całe życie.
- Kaja, zrozum życie to nie bajka i nie ma tu księcia na białym koniu ani miłości od pierwszego wejrzenia. Ja Cię kocham, chcę być z tobą, bo inaczej sobie życia bez ciebie nie wyobrażam.
- Czy to ostatnie to miała byc jakas insynuacja ?- szczerze to się przestraszyłam.
Nie odpowiedział.
- Przepraszam Cię Konrad ale nie będziemy razem. I albo to przyjmiesz na klatę albo pierwszy i ostatni raz gram z wami. Odejdę i więcej sie nie spotkamy. Więc jak ?
- Ale Kaja, proszę ?
- Nie. - powiedziałam stanowczo.
- Pożałujesz tego. - what ?
- Grozisz mi ? I ja miałabym być z facetem który się tak do mnie odzywa, w życiu.  A teraz wybacz muszę wracać mam jeszcze kilka obowiązków. - wstałam i chciałam odejść ale ten złapał mnie za nadgarstek.Zabolało.
- Pamiętaj. Masz czas do zastanowienia się do poniedziałku. Jutro grasz z nami. Ale wiedz także że ja słowa dotrzymuję. - puścił mnie, a ja wybiegłam z kawiarni i biegłam tak aż w dobiegłam do parku, w którym poznałam Zbyszka i tego dupka. Tam się rozpłakałam. Skuliłam się w małą kulkę. Po chwili poczułam jak ktoś mnie obejmuję. Odsunęłam twarz od kolan i podniosłam wzrok. Przytulał mnie Zbyszek.
- Co się skarbie stało ? Czemu płaczesz ? - widząc że nie uzyska odpowiedzi, przynajmniej teraz to jeszcze mocniej mnie przytulił - Płacz jak ci to pomoże.
Płakałam i płakałam i płakałam. Dobrze mi było w Bartmanowych ramionach. Czułam się bezpieczna i szczęśliwa. Zebrałam się w sobie i postanowiłam powiedzieć co się stało. Zbyszka to tak rozjuszyło, że gdyby nie fakt że nie zna adresu Konrada to by tam poszedł i nawet nie chce myśleć jakby się to mogło skończyć.
- Chodź do domu a tym sukinsynem się nie przejmuj. Nic ci nie zrobi. Nie pozwolę mu na to. A na to wesele jutro nie pojedziesz bo nie wiadomo co mu jeszcze go głowy strzeli.
- Ale Zbyszek....
- Nie. Kapiszi.? Zabieram cie jutro na nasz trening a przy okazji pokaże ci niespodziankę jaką mam dla ciebie.
I tu mi oczy rozbłysły. I teraz czuję że wyglądam jak taki mały piesek z wyciągniętym językiem i z błagalnym spojrzeniem o rzucenie kości tak ja prosiłam o wyznanie co to za niespodzianka. Zbyszek się uśmiechnął.
- O nie! To na mnie nie działa moja droga.Dowiesz się jutro.
- Zbysiu powiedz zrobię ci taki dobry obiadek, będę ci kanapki robić na trening. No weź powiedz ! - dręczyłam go tak całą droge powrotną do domu. Ale on i tak był nie ugięty. Cholera.!
Na obiad zjedliśmy zapiekankę ziemniaczaną i później znowu zaczęłam swoje hece, żeby mi powiedział. A ten dalej nic. Cały dzień go tak męczyłam i nic. No cóż będzie coś chciał. Wała.
Następnego dnia obudziłam się w...wanie  ?! Co ja tu robię  ?Nie pamiętam żebym sie przenosiła do wanny. Pamiętam, że usnęłam w łóżku u siebie w pokoju. Ale co ja tu robie ? to za chiny nie mogę sobie skojarzyć.
- Bartman  cholero chodź no tu ! - wydarłam się.
Zbyszek gdy mnie znalazł zaczął się śmiać jak opętany.
- Kaja....co...tty tu...robisz? hahah....
- No właśnie kurwa co ja tu robię ? Masz coś z tym wspólnego ? - zmierzyłam go wzrokiem.
- Nie. - i śmieje się dalej.- a ta kanapka koło sedesa co robi ? - Co gdzie robi ??!
- Jaka kanapka ? - spojrzałam się w kierunku sedesu i rzeczywiście leżała tam nadgryziona kanapka.
- No nie mów, że nie wygodnie ci było jeść w kuchni jak każdy normalny człowiek i postanowiłaś się przenieść się do łazienki ? - zmierzyłam go zabójczym spojrzeniem. Lecz po chwili wyprostował się tak jakby go olśniło - Ty Kaja może ty lunatykowałaś co ?
- Zbyszku drogi ja nie lunatykuje. - a może ? to dodałam już w myśli. - Tylko jeśli to się wyda poza próg tego mieszkania to nie wiem co ci zrobię. A teraz chodź szykujemy się na trening, bo dalej chcesz żebym z Tobą pojechała ? = pokiwał twierdząco głową - No! to teraz spadaj ja się chcę ogarnąć.
Zbyszek wyszedł a ja wzięłam prysznic, umalowałam się i ubrałam. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Po pół godzinie byliśmy gotowi do wyjścia. Na halę dotarliśmy za dziesięć dziewiąta. Zbyszek poszedł do szatni a ja skierowałam się na halę. Tam zastałam trenera Jastrzębskiego i kilku zawodników.
- Przepraszam panią ale trening nie jest otwarty dla kibiców, więc niestety musi pani opuścić halę. 0 zwrócił się do mnie trener.
- Ja jestem ze Zbyszkiem.
- Taa... każdy tak mówi. Proszę wyjść. - i w tym momencie pojawił się Zbyszek.
- O co chodzi ? - objął mnie w pasie.
- Ten pan mnie wyrzucił z hali.
- Trenerze to jest Kaja. - a trener tak jakby zajarzył o co chodzi bo się usmiechnął przepraszająco i wpuścił mnie na halę. O co mu chodziło ? Bo to nagłe olśnienie było dziwne. Ale nie moja sprawa. Pierwszy i ostatni raz go widzę. Przynajmniej taka mam nadzieję. Lecz nawet nie pomyślałabym że sprawdzi się to przysłowie: "Nadzieja matką głupich."

~*~
Tyle na dziś. Rozdziały będą się pojawiać w soboty i w niedzielę lub wyjatkowych sytuacjach dwa w niedziele lub sobotę. :D Jutro kolejny. :D
Dziękuje za komentarze. Prosiłabym jeszcze o informacje o rozdziałach w zakładce SPAM.
Do jutra. :D


niedziela, 8 lutego 2015

3.

"Bliskość twego serca ogrzała mnie,
Jesteś mym szczęściem, nie boję się,
Już nie muszę błądzić, nie muszę szukać,
Jestem pewien, z tobą być chcę."
~ Zbyszek.
Widziałem jak Kaja się zdziwiła się tym, że poprosiłem ją żeby dziś ze mną spała. Nie miałbym jej tego za złe gdyby odmówiła, no bo w końcu znamy się dwa dni. Ale ja już śmiało mogę przyznać, że po Kubiaku jest ona dla mnie najbliższą z osób które mi pozostały. W głębi duszy bardzo chciałem, żeby spała ze mną, nie żebym wtedy myślał tak jak każdy facet, że mogę ją odhaczyć bo z nią spałem. Nie!, ja poprostu potrzebowałem osoby do której mógłbym się przytulić, poczuć bijące od niej ciepło a także posłuchać bicia serca. Potrzebowałem tego aby wszystkie myśli wyparowały, abym nie myślał o tym co czeka mnie jutro. Kaja wsunęła się pod kołdrę i pozwoliła mi się do siebie przytulić. Ja jak małe dziecko, wtuliłem się w jej klatkę piersiową i mimowolnie pociekły mi łzy. Starałem się je powstrzymać, ale na nic się zdało moje zaciskanie powiek one i tak leciały. Kaja chyba poczuła że koszulka jej przemiękła od moich łez, bo przyciągnęła mnie bardzie do siebie i nie mówiąc nic pozwoliła wypłakać. Nie wiem ile tak jeszcze płakałem ale po czasie odpłynąłem. Rano obudziła nas ciocia Michała, która wołała nas na śniadanie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Kaja nadal mnie przytula i śpi jak zabita. Mocny ma sen skoro nie słyszała głosu ciotki Michała, która ma taki skrzeczący i donośny że chyba na pół osiedla ją słychać.Dotknąłem lekko ręki Kai, żeby ta się obudziła w tym czasie Kubiak wparował do łazienki.
- Dzień dobry, wstajemy. - usmiechnąłem się gdy Kaja otworzyła oczy.
- Dobry dobry.- uniosła lekko kącik ust do góry.
- Kaja przepraszam za tą noc, pewnie się nie wyspałaś. - szczerze powiedziawszy to brały mnie wyrzuty sumienia.
- Nie martw się. Wyspałam się.Ty potrzebowałeś się wypłakać ja to rozumiem i nie miej wyrzutów sumienia. A teraz chodź na śniadanie, bo Kubiak nam wszystko zje a poza tym mamy przed soba ciężki dzień. - przytaknąłem jej ze łzami w oczach.
Na śniadanie zeszliśmy już ubrani na czarno. Zjedliśmy posiłek w try miga i pojechaliśmy to kostnicy, żeby pożegnać się ostatni raz z rodzicami. To było trudne. Samo wejście tam było nie lada wyczynem dla mnie ale czułem, że mam przy sobie Miśka i Kaję, którzy mnie wspierają i są ze mną, w razie czego rzucą wszystko i pomogą mi.Na pogrzeb przybyło nie wiele osób, znajomi rodziców, najbliższa rodzina i co niektórzy moi znajomi. Pogrzeb nie obył się bez łez. Siedziałem za tą trumną, nie słuchałem księdza tylko wspominałem, każdą chwilę, którą spędziłem z rodzicami poczynając od dzieciństwa do ostatniego naszego spotkania dwa tygodnie temu. Wróciły wspomnienia, każdego komentarza taty na temat mojej gry że mogło być tak i tak, mamy o dziewczynę, że każdy z kolegów z mojego rocznika ma już żone, dziewczynę lub narzeczoną a ja nic. Obiecywałem im wtedy, że jeszcze zdąża ja poznać i co i Bóg nie pozwolił im jej poznać. Ocknąłem się dopiero gdy Michał ruszył mnie za ramię, że czas wyruszyć procesją na cmentarz. Po złożeniu trumien do grobu i po kondolencjach wszyscy się porozjeżdżali do domów a ja zostałem sam przy grobie. Dwójka przyjaciół oddaliła sie kawałek ode mnie, bym sam mógł się pożegnać. Po pogrzebie wróciliśmy do domu Michała ciotki spakowaliśmy się, podziękowaliśmy za gościnę i wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w droge powrotną do Jastrzębia. Misiek miał jeszcze dzis samolot do Turcji a ja jutro o dziewiątej trening. Trener chciał mi dać więcej wolnego, ale ja nie chciałem, bo bym tylko płakał a tak pójdę na trening i zapomnę choć na chwilę o wszystkim. Do Jastrzębia zajechaliśmy na dwudziestą drugą, po drodze odwożąc Kubiaka na lotnisko. W mieszkaniu Kaja zrobiła nam po kubku kakaa i kanapki. Usiedliśmy na kanapie milcząc.
- Zbyszek wiesz, że ja Ci zawsze pomogę nie zależnie co Ci do głowy strzeli lub będziesz miał zły dzień i potrzebował pogadać lub się wypłakać. Możesz do mnie walić śmiało, ze wszystkim. Rozumiesz ?! Jeśli coś Cię będzie dręczyć, męczyć nie duś tego w sobie tylko mów,naprawdę to pomaga. - spojrzała mi prosto w oczy. Ja odstawiłem tylko kubek i ją mocno przytuliłem. Wtedy poczułem coś, co według mnie nie powinienem poczuc do Kai. Poczułem jakąś chęć zatrzymania jej przy sobie do końca życia, poczułem, że jest to osoba, której do tej pory szukałem. Ale ja nie mogłem sie w niej zakochać, ja ją traktowałem jako przyjaciółkę i na razie dobrze by było gdyby tak zostało. Nie chcę psuć tego co powstało między nami przez te trzy dni.

~*~
To tyle w tym rozdziale. Wiem krótki, ale na tyle mi pozwolił czas (jestem na poprawinach i piszę na tablecie :) ). Czytajcie, komentujcie i ogłaszajcie się ze swoimi blogami, chętnie zajrzę. :D