"Życie unosi dzisiaj mnie wysoko,
Wysoko ku obłokom
Los się uśmiecha do mnie szczęście niesie -
Prowadzi prostą drogą"
Wysoko ku obłokom
Los się uśmiecha do mnie szczęście niesie -
Prowadzi prostą drogą"
- To panią zapraszam na trybuny prosze sobie usiąść. - wskazał mi ręką trener- A wy panowie proszę dziesięć kółeczek na początek.- słychać było tylko stękania chłopaków, no ale cóż chcą wygrywać to niech wylewają tu siódme poty. Pierwsza część treningu polegała na rozgrzewce i odbijaniu piłki w parach i ogólnie ćwiczeniach w parach. Trwało to jakieś półtorej godziny. Później było dziesięć minut przerwy na napicie się i chwilkę odpoczynku. Podszedł do mnie Bartman.
- I jak ci się podoba ? - spytał.
- I jak ci się podoba ? - spytał.
- No poza trenerem, który jest już u mnie pod grubą kreską to zawodnicy są całkiem całkiem. Choć !- uniosłam palec sygnalizując tym ważność słów - jest taki jeden, który jest ani dobry w siatkówkę ani przystojny. W sumie nic szczególnego, bo reszta to takie ciasteczka, że mmmm...- rozmarzyłam się.
- A który to taki nic specjalnego ?
- Ee nie będe mówić bo się jeszcze wyda. A poza tym to nie wiem jak on się nazywa...a właśnie ja w ogóle nie znam zawodników.
- A jak ci ich przedstawie to powiesz ?- patrzcie jaki dociekliwy.
- No...zastanowię się. - uśmiechnęłam się. - No okej okej powiem ci. - przytaknęłam bo patrzył na mnie takim wzrokiem, że kolana miękną ze strachu.
- To chodź. - zeszliśmy na płytę boiska - Panowie! - krzyknął - chciałbym wam kogoś przedstawić. Lecz nie dane mu było dokończyć bo usłyszeliśmy jakieś krzyki z hollu.
- Co się tam dzieję ? - spytał trener i ruszył do wyjścia z hali by sprawdzić co się dzieje. Będąc już przy drzwiach, wyciągając ręke do klamki... te się nagle z impetem otworzyły. Przez co Piazza oberwał z klamki w brzuch czy klatkę piersiową i ogólnie oberwał dość mocno. Aż, no przyznam szczerze, zrobiło mi się go szkoda. Spojrzałam na osobnika, który był odpowiedzialny za to wszystko i zamarłam. Był to Konrad. Zbyszek przyciągnął mnie do siebie. Pozostali siatkarze widząc mnie przesunęli się do przodu zasłaniając mnie.
- Kaja! wiem, że tu jesteś! Wychodź, masz z nami jechać, a poza tym jesteś moją dziewczyną i nie wolno tak uciekać od swojego ukochanego. - stanął i czekał aż wyjdę, lecz ja dalej stałam przytulona do Bartmana.- Kaja, kurwa wychodź bo inaczej Cię siłą stąd wyprowadzę.
- Proszę pana. Proszę stąd wyjść, tu się odbywa trening i nie ma tu żadnej kobiety. Są tu sami faceci. - odezwał się Łasko - Inaczej wezwę policje.
- A wzywaj sobie co chcesz i kogo chcesz, ja nie wyjdę stad bez Kai.Kaja wychodź inaczej pożałujesz tego. - krzyczał. W tym czasie Łasko zdążył zadzwonić po policję. Poprosiłam Zbyszka żeby mnie puścił, bo chciałam wyjść i powiedzieć że nigdzie z nim nie pójdę. Mimo oporów i tak się uwolniłam i wyszłam przed szereg zawodników Jastrzębskiego.
- I co nie ma tu żadnej kobiety ?- prychnął.
- Jestem. Nigdzie z tobą nie pójdę, odejdź bo zakłócasz przebieg treningu a poza tym nie powinieneś tu wchodzić bo nie jest to trening otwarty.
- Nie wyjdę bez ciebie. - podszedł do mnie i pociągnął za rękę, grupa siatkarzy poruszyła się za mną.- Chodź. Zamieszkamy razem, pobierzemy się i będziemy żyć razem szczęśliwi.
- Puszczaj. - wyszarpnęłam dłoń - Nigdzie nie ide. Jestem tu i zostaję tu. Nigdy razem nie będziemy. Ja mam już swoją miłość, którą kocham i jej nie opuszczę i mam także przyjaciół którzy staną za mną murem i pomogą w razie czego. - tu pomyślałam o siatkarzach, choć ich nie znałam to musiałam się czymś posłużyć - A ty wyjdź i nie wracaj. Nie będę już z wami grała. Najlepiej to zapomnij o mnie.Rozumiesz.?! -spojrzałam na niego z wrogością w oczach. Chyba odpuścił.
-Okej. Ale i tak tego pożałujesz, że nie chcesz być ze mną, a ten twój kochaś....najlepiej go dobrze pilnuj, żeby mu się krzywda jakaś nie stała. - uśmiechnął się do mnie i wyszedł.
Ja zamarłam. Co jeśli on zrobi coś Zbyszkowi, no bo w końcu to z nim spędzam najwięcej czasu. I on może pomyśleć że to Bartman jest moim chłopakiem. O Boże ! A później to już nie wiem co się działo. Widziałam tylko rozmazujący się obraz hali, i później czerni. Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Siedział koło mnie Zbyszek.
- Kaja! Matko nareszcie się obudziłaś. - nareszcie ?! To ile ja spałam ? - spałaś prawie miesiąc. - Miesiąc ! Matko!
- Ale jak to ? Dlaczego ? Co się stało, pamiętam tylko moją kłótnie z Konradem i później już nie wiem nic. - spojrzałam na Zbyszka.
- Zemdlałaś. Zostałaś przewieziona do szpitala, lecz nawet tu się nie wybudziłaś. Robili ci badania, chyba wszystkie jakie się tylko dało, bo nie wiedzieli co ci jest. Lecz w końcu się okazało że masz przewlekłą niewydolność nerek. Stan był poważny i potrzebny był przeszczep. Najlepiej żeby przeszczep był od kogoś z rodziny ale z racji stanu, przebadała się cała nasza drużyna wraz ze sztabem. I z nas wszystkich pasował tylko sam trener Piazza. Operacja przeszczepu odbyła się trzy dni temu. Robert jutro wychodzi ze szpitala, a my czekaliśmy tylko aż ty się obudzisz.- ja cię, przez zwykłe omdlenie tyle problemów.
- Ale jak Roberto ? - przecież nie musiał się zgadzać.
- No po prostu. Jak tylko sie dowiedział, że on tylko pasuje, bez chwili zastanowienie się zgodził. I tak następnego dnia była operacja.
- Muszę mu podziękować. - chciałam wstać.
- Gdzie gdzie ? Leż, jeszcze zdążysz mu podziękować. Teraz musisz odpoczywać i wrócić do nas.
- Do nas ?
- No do nas. To miała być niespodzianka o której miałaś się dowiedzieć zaraz po treningu no ale... to ci powiem teraz. Zostałaś zatrudniona u nas w klubie jako fotograf a czasami jako fizjoterapeuta drużyny. Wiem, że chciałaś sama sobie coś znaleźć ale nie mogłem sie powstrzymać.- czy on myślał, że będę się wściekać, ja jestem mu wdzięczna.
- Zbyszek... matko! Dziękuję. Dziękuje. Dziękuje. Ja cię jak ja sie cieszę. No to mów co w klubie a i najważniejsze musze wreszcie poznać zawodników.
- Okej. Jutro ci pokaże zawodników, jak przyniosę tablet. Pasuje ? - przytaknęłam głową.
I tak do końca dnia spędziliśmy na gadaniu i śmianiu się. Cieszyłam sie, że będę pracować w klubie, a najbardziej cieszyłam sie że mam Zbyszka przy sobie.
- A który to taki nic specjalnego ?
- Ee nie będe mówić bo się jeszcze wyda. A poza tym to nie wiem jak on się nazywa...a właśnie ja w ogóle nie znam zawodników.
- A jak ci ich przedstawie to powiesz ?- patrzcie jaki dociekliwy.
- No...zastanowię się. - uśmiechnęłam się. - No okej okej powiem ci. - przytaknęłam bo patrzył na mnie takim wzrokiem, że kolana miękną ze strachu.
- To chodź. - zeszliśmy na płytę boiska - Panowie! - krzyknął - chciałbym wam kogoś przedstawić. Lecz nie dane mu było dokończyć bo usłyszeliśmy jakieś krzyki z hollu.
- Co się tam dzieję ? - spytał trener i ruszył do wyjścia z hali by sprawdzić co się dzieje. Będąc już przy drzwiach, wyciągając ręke do klamki... te się nagle z impetem otworzyły. Przez co Piazza oberwał z klamki w brzuch czy klatkę piersiową i ogólnie oberwał dość mocno. Aż, no przyznam szczerze, zrobiło mi się go szkoda. Spojrzałam na osobnika, który był odpowiedzialny za to wszystko i zamarłam. Był to Konrad. Zbyszek przyciągnął mnie do siebie. Pozostali siatkarze widząc mnie przesunęli się do przodu zasłaniając mnie.
- Kaja! wiem, że tu jesteś! Wychodź, masz z nami jechać, a poza tym jesteś moją dziewczyną i nie wolno tak uciekać od swojego ukochanego. - stanął i czekał aż wyjdę, lecz ja dalej stałam przytulona do Bartmana.- Kaja, kurwa wychodź bo inaczej Cię siłą stąd wyprowadzę.
- Proszę pana. Proszę stąd wyjść, tu się odbywa trening i nie ma tu żadnej kobiety. Są tu sami faceci. - odezwał się Łasko - Inaczej wezwę policje.
- A wzywaj sobie co chcesz i kogo chcesz, ja nie wyjdę stad bez Kai.Kaja wychodź inaczej pożałujesz tego. - krzyczał. W tym czasie Łasko zdążył zadzwonić po policję. Poprosiłam Zbyszka żeby mnie puścił, bo chciałam wyjść i powiedzieć że nigdzie z nim nie pójdę. Mimo oporów i tak się uwolniłam i wyszłam przed szereg zawodników Jastrzębskiego.
- I co nie ma tu żadnej kobiety ?- prychnął.
- Jestem. Nigdzie z tobą nie pójdę, odejdź bo zakłócasz przebieg treningu a poza tym nie powinieneś tu wchodzić bo nie jest to trening otwarty.
- Nie wyjdę bez ciebie. - podszedł do mnie i pociągnął za rękę, grupa siatkarzy poruszyła się za mną.- Chodź. Zamieszkamy razem, pobierzemy się i będziemy żyć razem szczęśliwi.
- Puszczaj. - wyszarpnęłam dłoń - Nigdzie nie ide. Jestem tu i zostaję tu. Nigdy razem nie będziemy. Ja mam już swoją miłość, którą kocham i jej nie opuszczę i mam także przyjaciół którzy staną za mną murem i pomogą w razie czego. - tu pomyślałam o siatkarzach, choć ich nie znałam to musiałam się czymś posłużyć - A ty wyjdź i nie wracaj. Nie będę już z wami grała. Najlepiej to zapomnij o mnie.Rozumiesz.?! -spojrzałam na niego z wrogością w oczach. Chyba odpuścił.
-Okej. Ale i tak tego pożałujesz, że nie chcesz być ze mną, a ten twój kochaś....najlepiej go dobrze pilnuj, żeby mu się krzywda jakaś nie stała. - uśmiechnął się do mnie i wyszedł.
Ja zamarłam. Co jeśli on zrobi coś Zbyszkowi, no bo w końcu to z nim spędzam najwięcej czasu. I on może pomyśleć że to Bartman jest moim chłopakiem. O Boże ! A później to już nie wiem co się działo. Widziałam tylko rozmazujący się obraz hali, i później czerni. Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Siedział koło mnie Zbyszek.
- Kaja! Matko nareszcie się obudziłaś. - nareszcie ?! To ile ja spałam ? - spałaś prawie miesiąc. - Miesiąc ! Matko!
- Ale jak to ? Dlaczego ? Co się stało, pamiętam tylko moją kłótnie z Konradem i później już nie wiem nic. - spojrzałam na Zbyszka.
- Zemdlałaś. Zostałaś przewieziona do szpitala, lecz nawet tu się nie wybudziłaś. Robili ci badania, chyba wszystkie jakie się tylko dało, bo nie wiedzieli co ci jest. Lecz w końcu się okazało że masz przewlekłą niewydolność nerek. Stan był poważny i potrzebny był przeszczep. Najlepiej żeby przeszczep był od kogoś z rodziny ale z racji stanu, przebadała się cała nasza drużyna wraz ze sztabem. I z nas wszystkich pasował tylko sam trener Piazza. Operacja przeszczepu odbyła się trzy dni temu. Robert jutro wychodzi ze szpitala, a my czekaliśmy tylko aż ty się obudzisz.- ja cię, przez zwykłe omdlenie tyle problemów.
- Ale jak Roberto ? - przecież nie musiał się zgadzać.
- No po prostu. Jak tylko sie dowiedział, że on tylko pasuje, bez chwili zastanowienie się zgodził. I tak następnego dnia była operacja.
- Muszę mu podziękować. - chciałam wstać.
- Gdzie gdzie ? Leż, jeszcze zdążysz mu podziękować. Teraz musisz odpoczywać i wrócić do nas.
- Do nas ?
- No do nas. To miała być niespodzianka o której miałaś się dowiedzieć zaraz po treningu no ale... to ci powiem teraz. Zostałaś zatrudniona u nas w klubie jako fotograf a czasami jako fizjoterapeuta drużyny. Wiem, że chciałaś sama sobie coś znaleźć ale nie mogłem sie powstrzymać.- czy on myślał, że będę się wściekać, ja jestem mu wdzięczna.
- Zbyszek... matko! Dziękuję. Dziękuje. Dziękuje. Ja cię jak ja sie cieszę. No to mów co w klubie a i najważniejsze musze wreszcie poznać zawodników.
- Okej. Jutro ci pokaże zawodników, jak przyniosę tablet. Pasuje ? - przytaknęłam głową.
I tak do końca dnia spędziliśmy na gadaniu i śmianiu się. Cieszyłam sie, że będę pracować w klubie, a najbardziej cieszyłam sie że mam Zbyszka przy sobie.
~*~
Tyle na dziś. W następnym tygodniu postaram się napisać dłuższe i może zrobię wam małą niespodziankę. Ale co to będzie to wam nie zdradzę.
Do następnego. :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz